czwartek, 3 lipca 2014

Warszawskie muzea, part łan

Szykując się na Warszawę okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, że jest bardzo zasobna w interesujące muzea. Jestem od urodzenia Warszawianką, ale od kilku lat mieszkam w jej okolicach i jakoś parcia nie miałam na zwiedzanie, więc nie interesowałam się tematem. Chadzałam w takie miejsca w wieku szkolnym i potem mi się znudziło ;) Myślałam, że wszystko widziałam a okazuje się, że nie. Wiele z tych miejsc powstało pewnie przez te lata, ale może i niektóre były tylko jak wiadomo...cudze chwalicie, swego nie znacie. Kto by tam łaził po własnym mieście ;) A teraz jakoś odczułam, że do wstyd...a przede wszystkim zachciało mi się KULTURY (mając trójkę małych dzieci nie mam zbyt często z nią kontaktu - btw, jak to mój syn dziś powiedział wchodząc do wanny: "Musimy się umyć, bo idziemy do Pałacu Kultury jutro! Kultura, czyli że trzeba być grzecznym i czystym" :D Setnie się ubawiłam :D Bo to rzecz oczywista, że myjemy się tylko, jak idziemy na miasto, zwłaszcza do pałacu, zwłaszcza do kultury :P ). No i pomyślałam, że zamiast prowadzać dzieci do przedszkola (bo nasze działa w wakacje) to spędzę z nimi wspólnie, aktywnie i pożytecznie czas pokazując coś ciekawego.

Na dzisiaj zaplanowałam cztery muzea. Policyjne, teatralne, Zachętę i Etnograficzne. Wszystkie usytuowane w okolicy Placu Bankowego (tzn. stacji metra Ratusz Arsenał). Ambitnie. Niestety rano mieliśmy poślizg z przyczyn technicznych i obawiałam się, że nie zdążymy. Wybawiły nas inne okoliczności, o których za moment.

Z przyczyn ekonomiczno-ekologicznych podjechałam samochodem do miasta, a dalej wsiedliśmy w metro - szybciej, taniej, brak problemów z parkowaniem, opłat za parkomat i dodatkowa atrakcja dla dzieci. Jako pierwsze wybrałam Muzeum Policyjne, ponieważ było z drugiej strony, niż pozostałe trzy. Oczywiście, nim gdziekolwiek zdążyliśmy dojść to zaczął się piknik pt. jogurcik, picie, a może byśmy zjedli kanapki, mamo daj żelki (jeszcze nie dałam!). Co fontanna to atrakcja...pierwsza przy kinie Muranów.

fontanna przy kinie Muranów, pl. Bankowy, Warszawa



Doszedłszy do Pałacu Mostowskich, w którym to miało się mieścić Muzeum Policyjne (Antoś liczył na karabin) okazało się, że zostało zlikwidowane 3-4 miesiące temu. Pierwszy klops organizacyjny, ale nie ostatni ;) (to te okoliczności, które nas wybawiły od stresu czasowego wywołanego poślizgiem). Na pocieszenie pan policjant zaproponował zdjęcie w czapce policyjnej, ku radości oczywiście (Antka, bo Pola się schowała za moją nogę i powiedziała, że nie chce zdjęcia)






Na kolejny cel obrałam Muzeum Teatralne w Operze Narodowej. Tam znowuż się okazało, że słaby ze mnie organizator, ponieważ muzeum działa tylko okresowo i służy gościom teatru jako atrakcja przed i w przerwach spektakli. Świetnie. Tu Antoś się zaczął pytać czy wszystkie muzea będą zamknięte. Pfi. Zwątpił chyba w mój zmysł organizacyjny :P No, cóż...ja też zwątpiłam i powiedziałam, że nic im już nie obiecuję ;)

Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że strona Muzeum Policyjnego na stronie policji się nie otworzyła, o tym muzeum znalazłam info gdzie indziej. Zaś co do teatralnego, to jak dla mnie z pobieżnie przeczytanego opisu zupełnie nie wynikało, że ono działa w taki sposób i nawet zasugerowałam, żeby się jakoś jaśniej wyrazili na stronie. Mało tego na witrynie głównie zdjęcia pięknych kostiumów, a pani w kasie twierdziła, że to raczej nie kostiumy są główną atrakcją muzeum...no cóż...(aczkolwiek być może gdzieś te informacje nie były, nie twierdzę, że jestem nieomylna - wręcz przeciwnie, takie historie zdarzają mi się notorycznie :P ).

Interaktywna ławka z muzyką F. Chopina, pl. Piłsudskiego, Ogród Saski
W zaistniałej sytuacji...skierowaliśmy swe kroki w stronę Zachęty. Przechodząc obok Grobu Nieznanego Żołnierza obejrzeliśmy miniaturę Pałacu Saskiego i posłuchaliśmy Chopina na ławce interaktywnej.




miniatura Pałacu Saskiego, pl. Piłsudskiego, Ogród Saski














Po drodze natknęliśmy się na intrygującą instalację, jak się okazało była to część wystawy z galerii Zachęta, dotyczącej Alicji w Krainie Czarów. Okazało się, że trzeba iść po bilety. Poszliśmy więc do galerii, zwiedziliśmy ją - obecnie można było oglądać wystawy Alicja po drugiej stronie i Kosmos wzywa - sztuka nowoczesna, więc jakby...nie będę się rozpisywać...bo to trudno opisać ;) Nie jestem koneserem sztuki nowoczesnej...zapytałam dziś pewnych młodych ludzi, których podsłuchałam w kolejce do instalacji w parku (Alicja w Ogrodzie Saskim), że zdawali na jakąś uczelnię artystyczną czy rozumieją sztukę nowoczesną tego rodzaju i chłopak z namaszczeniem odpowiedział mi, że owszem, tak ale są dzieła, które wciąż są dla niego tajemnicą. Hm. Ok. Dla mnie wszystkie są tajemnicą i już dawno temu przestałam ją zgłębiać. Moim zdaniem to wszyscy Ci artyści robią nas dobrze w konia i oni sami tego nie rozumieją, tylko tworzą na zasadzie - tu zagnę druta, tu podłączę żarówkę, tu zaczepię sznurek, a potem się śmieją z nas, że się tam doszukujemy Bóg wie czego :D Ale to moje prywatna opinia, którą się dzielę, acz którą nie chciałabym wywołać jakiejś burzy w świecie sztuki ;) Poza tym była też wystawa architektury Adolfa Szyszko-Bohusza, który był projektantem wielu znanych budowli w Polsce. I to chyba najciekawsza, jak dla nas, wystawa, dziaciakom też podobały się makiety niektórych budowli (a najbardziej to, że pod spodem były szuflady - nieważne co w nich było, ale ważne że się dało wysuwać :P ). O 14:12 dostałam bilety na Alicję w Ogrodzie... na 15:00, więc poszłam z dziećmi na plac zabaw, który znajduje się tuż obok instalacji. Zwiedziliśmy instalację...w tym miejscu znowuż nie wiem co powiedzieć, bo i nie bardzo jest o czym, choć może miłośnicy mogliby mówić długo...Z całej tej instalacji najfajniejszy był żółty słoń, który trąbił.
Część instalacji Alicja w Ogrodzie Saskim


Rzut beretem od Zachęty - trzeba pójść prościutko dalej i za kilkaset metrów wpadamy na Muzeum Etnograficzne.Muzeum jest przyjazne dzieciom - począwszy od cen biletów (dla rodzin z dziećmi 3+ - dzieci wchodzą bezpłatnie a rodzice na bilet ulgowy), poprzez sympatyczną kawiarnio-księgarnię, a skończywszy na Muzeum dla dzieci - jest to muzeum interaktywne, w którym się maluje, wycina i wykonuje różne inne prace ręczne - jakie, nie wiem, bo dotarłam pół godziny przed zamknięciem. Bilety do dziecięcej części to 20zł za pierwsze dziecko, 10zł za każde kolejne (powyżej 2 r.ż.) i w tej cenie dostępne są wystawy "dorosłej" części muzeum. Myśmy skorzystali z opcji za 6zł ja + 3x0 i zwiedziliśmy całość w ciągu około godziny. Stroje ludowe, obrzędowe - polskie i zagraniczne, zabawki, afrykańskie maski i rzeźby, mała salka poświęcona Żydom, w której można zobaczyć różne "akcesoria" obrzędowe i pięknie oprawioną Torę. Naprawdę ładnie i ciekawie. Mnie jednak najbardziej podobała się wystawa instrumentów, jakich słuchał w dzieciństwie Fryderyk Chopin - wystawa o tyle ciekawa, że przy każdym instrumencie wystają ze ściany małe głośniczki, w których można posłuchać danego instrumentu. Moim zdaniem strzał w dziesiątkę! Dzieci też były zaaferowane muzyką. Z ciekawostek...okazuje się, że laufrady nie są wymysłem współczesności! :) A Ikea niech się schowa ze swoimi zestawami do gotowania ;)

















Po zwiedzaniu poszliśmy do kawiarenki na pyszną, jak się okazało, zupę kalafiorową, kupiłam magnes na lodówkę z Maluchem (Fiatem 126p). W oczekiwaniu na zupę dzieci zainteresowały się księgarnią :)












Tak się stało, że w MC Donalds...no, trudno. Choć lody lubię, ale na lodach się nie skończyło, bo dzieci wciąż były głodne...

A tak wyglądali w drodze powrotnej - nie trzeba chyba nic więcej dodawać ;)

Aha. Na pytanie co im się najbardziej podobało Antoś (lat 5,5) powiedział, że wszystko, a Pola (2,5), że winda. Cóż...jak widać nie są zbyt wymagający :D

Do jutra!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz